Zwiedziony odważną reklamą, w niedzielę (dzień po premierze) poszliśmy z N. do rzeszowskiego teatru im. Wandy Siemaszkowej na "Hamleta" w reżyserii Steve'a Livermore'a.
Sztuka, niestety, bardzo nierówna - momentami jest bardzo dobrze, ale jako całość - sprawia wrażenie niedopracowanej. Tyle krytyki. Ponieważ nie czuję się kompetentny w tym temacie, napiszę o tym, co mi się podobało.
Urzekła mnie Małgorzata Pruchnik grająca Ofelię (zwłaszcza opętanie). Od samego początku, do samego końca na scenie błyszczał Marek Kępiński w roli Poloniusza. A Stanisław Brejdygant, to jak pokazał - klasa sama w sobie. Także scenografia naprawdę mi się podobała - jej autorem jest Krzysztof Szczęsny.
Trzeba jeszcze dodać, że kiedy opadła kurtyna - aktorzy w ładny sposób żegnali się z widzami.
BONUS
Dla spragnionych lata i słońca - palemki :)
Do plusów przedstawienia dodalibyśmy, że rzadko zdarza się w teatrze, że wchodzi kloc drewna i nawet gada!!! Nazwisko kloca pominiemy :DDDD
OdpowiedzUsuńA zima całkiem całkiem w grodzie Rzecha urokliwa!
Buziaki
@Go i Rado: Tak zwany "Rasiak teatru". Tak czy owak, Hamleta w Siemaszce warto zobaczyć. Chociażby po to, żeby móc podyskutować.. Poza tym, ta sztuka sama w sobie jest tak dobra, że po tygodniu od spektaklu zapomina się o wszystkim, co złe - i pamięta się tylko te dobre elementy - bo w końcu szliśmy tam po "wartość dodaną", a nie po to by szukać dziury w całym - prawda? :)
OdpowiedzUsuńA zima, faktycznie urokliwa, zwłaszcza gdy za oknem :) Teraz zerkam na termometr i jest minus 10... brrrr