menu

sobota, 31 grudnia 2011

Sprawozdanie rządu domowego za 2011 rok

No i nastał czas podsumowań. Co roku spisujemy z N. listę postanowień noworocznych. Co roku też rozliczamy się z ich realizacji. I choć cały czas jest nad czym pracować, nie jest z nami tak najgorzej. Dlatego otrzymaliśmy absolutorium na kolejny rok. 
Idąc po schodach, czasem warto zatrzymać się i zadumać nad tym dokąd udało się dojść. Dziś jest właściwy moment...

I mimo, że domowy minister finansów czasami rwie włosy z głowy, to minister turystyki i sportu ma po tym roku powody do satysfakcji. Wspólnie z ministrem spraw zagranicznych zwiedziliśmy Barcelonę, Pragę i Lwów. Minister rozwoju regionalnego zadbał o wizyty we Wrocławiu, Lubaniu i Warszawie Minister skarbu państwa też się obłowił i z ministrem obrony narodowej trzyma pieczę nad skarbcem.  

Minister kultury i dziedzictwa narodowego wykorzystał cały dostępny dla siebie budżet i otrzymał absolutorium. Dzięki jego inicjatywom zwiedziliśmy wiele galerii i muzeów, chodziliśmy na koncerty do małych klubów, filharmonii jak i do sali kongresowej. Osobne sprawozdanie na ten temat, zostanie przedstawione w ciągu najbliższego tygodnia.

W naszym ministerstwie pracy, sytuacja jest w miarę stabilna. Na specjalną pochwałę zasługuje jednak sekretarz stanu do spraw polityki społecznej. Czasem pomaga w sposób spektakularny, jak w przypadku kalendarza na rzecz hospicjum dla dzieci, najczęściej jednak robi to dyskretnie. Ministerstwo zdrowia w tym roku działało sprawnie. Minister nauki i szkolnictwa wyższego wspólnie z ministrem edukacji dbają o naszą bibliotekę narodową i rozwój pasji. A dzięki sprawnej dyplomacji udało się nawiązać kilka ciekawych kontaktów.

Minister cyfryzacji - w porozumieniu z KRRiTV - zainwestował w kartę telewizyjną, ale ma też na swoim koncie dużo większy sukces: udało się mu zakończyć negocjacje z ministrem finansów i z N. by w latach 2013-2015 zmienić infrastrukturę komputerową. Minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej zajmował się przede wszystkim czarterami, rezerwacjami hoteli i noszeniem ręczników na plażę.

Minister rolnictwa i rozwoju wsi zabłysnął pod koniec roku, dbając o to, by w naszym mieszkaniu stanęła piękna żywa choinka (w doniczce, z korzeniami ). Drzewko, zostanie wiosną posadzone, w porozumieniu z ministrem środowiska, w jednej z podkarpackich wsi. Minister sprawiedliwości - może dlatego, że nie jest prawnikiem, a etykiem i filozofem - wszystkie sprawy załatwia polubownie. Sprawozdania dotyczące wywiadu i kontrwywiadu objęte są klauzulą TAJNE.

niedziela, 18 grudnia 2011

Praga: wspomnienie jesienno-zimowe

Bardzo długo nie mogłem zebrać się do aktywności blogowej. Powodów, jak zwykle jest kilka... Dziś, jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o śmierci Vaclava Havla - polityka wielkiego formatu. Postanowiłem więc podzielić się z Wami kilkoma zdjęciami z wakacyjnej podróży do Pragi.
Prawda zwycięży - to hasło, za sprawą Vaclava Havla zostało wpisane w herb Republiki Czeskiej - to zdjęcie zostało zrobione na Hradczanach, w Katedrze św. Wita ( ta gotycka budowla, to połączenie trzech świątyń - św. Wita, św. Wacława i św. Wojciecha [św. Adalberta]).
Witraże w Katedrze św. Wita
 W Katedrze św. Wita koronowano czeskich królów, tu też znajdują się insygnia koronacyjne. To moim zdaniem najpiękniejszy praski kościół - zapewne dlatego, że uwielbiam gotycką architekturę sakralną. A skoro mowa o architekturze sakralnej: na liście obowiązkowej Waszych praskich podróży powinna znaleźć się Synagoga Hiszpańska - najpiękniejsza synagoga w Europie. Niestety nie można jej fotografować. A "hiszpańska" to taki eufemizm, bo właściwie powinna się nazywać "Synagoga Arabska". Jej wnętrze pełne jest "arabesek" i właściwie, gdyby nie gwiazdy Dawida umieszczone w zdobieniach wyglądałaby jak meczet. Niesamowity widok!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Aukcja fotografii z kalenadarza na rzecz hospicjum

Podczas wieczornej premiery kalendarza dziennikarzy na rzecz hospicjum dla dzieci udało się zebrać ok. 15 tys. zł. 11,5 tys zł uzyskano podczas licytacji 15 fotografii z kalendarza. Dodatkowe 3,5 tys. zł udało się zebrać ze sprzedaży kalendarzy-cegiełek. Fotografię inspirowaną obrazem Jakoba Jordaensa pt. "Satyr u chłopa" kupił wiceprezydent Rzeszowa.
Jakob Jordaens "Satyr u chłopa", Fot. Wit Hadło, wystąpili: Artur Gernand (Gazeta Wyborcza Rzeszów), Bożena Kwasnowska-Krok (Radio Eska Rzeszów), Karolina Bik (TVP Rzeszów), Małgorzata Froń (Nowiny), Mateusz Bartoszewicz (Nowiny)
Od dziś można kupować kalendarze na rok 2012. Koszt jednego, to 30 złotych. Można go zamawiać w Fundacji Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci przy ul. Lwowskiej 132 w Rzeszowie. Wszystkie zebrane w ten sposób pieniądze przeznaczone zostaną na zakup lekarstw, środków medycznych i ubranek dla pacjentów Domu Hospicyjnego.

wtorek, 15 listopada 2011

Kalendarz na rzecz hospicjum dla dzieci

Dziennikarze z Rzeszowa już drugi raz stworzyli niesamowity kalendarz-cegiełkę, by pomóc Fundacji Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci. W tym roku miałem ogromną przyjemność i zaszczyt być jedną z osób, która pozowała do tego kalendarza.  
P.Veronese "Gody w Kanie Galilejskiej"*
 Kalendarz obejmie okres od grudnia 2011 do stycznia 2013 roku. W środku znajdą się zdjęcia inspirowane obrazami wielkich mistrzów m.in. Rubensa, Boscha, Veronese, Botticelli'ego, Carpaccio.

W najbliższą niedzielę (20.11.2011), o godz. 18.00 w Filharmonii Podkarpackiej odbędzie się jego premiera połączona z aukcją charytatywną. Zlicytowane zostaną pojedyncze fotografie, będzie można także kupić limitowany kalendarz-cegiełkę. Wszystkie pieniądze, które uda się zebrać podczas aukcji trafią do hospicjum dla dzieci.

Gorąco zapraszam do udziału w aukcji!

*więcej zdjęć z sesji do kalendarza opublikuję po premierze.

wtorek, 25 października 2011

Summer in da mix [vol.3]

Są takie rzeczy, których nie przywiozłem z wakacji...
Nie przywiozłem barcelońskiej tancerki pasodoble.
Nie przywiozłem uśmiechniętego Krecika.

Ani drewnianej matrioszki..

wtorek, 27 września 2011

Summer in da mix [vol.2]

Dziś kolejny wpis o wakacyjnych podróżach. Tym razem wątek komunikacyjny. Były samoloty, statki, autobusy, pociągi, tramwaje, metro, marszrutki i taksówki. Czyli pełen zestaw.

Charakterystyczne - żółte marszrutki we Lwowie. Przejazd kosztuje dwie hrywny. Siedzeń jest kilkanaście. Ze zdumieniem obserwowaliśmy, że w środku potrafi podróżować kilkadziesiąt osób. A ta łódeczka znajduje się tuż przy budynku Opery (której groziło utonięcie).
O wiele bardziej nad wodą panują mieszkańcy Pragi, którzy ujarzmili ją ponad 15 mostami. Rejs łódką odkrywa nieznane sieci kanałów, które przypominają "małą Wenecję". Można je przeoczyć chodząc jedynie po suchym lądzie.
Tam, gdzie nie da się łódką, są (również żółte) taksówki. Ponieważ w centrum Pragi jest duży problem z miejscami parkingowymi, przerzuciliśmy się całkowicie na transport publiczny.
A w Pradze poruszaliśmy się przede wszystkim po szynach. Tramwajami i czymś,  co w Polsce przez dziesięciolecia było mrzonką...
..Metrem. Z trzema liniami, nowoczesnymi kolejkami i zadbanymi stacjami. Skoro szyny...
Tu stacja Rzeszów. Zanim wsiedliśmy do pociągu *byle jakiego -  udając się do Lwowa.
We Lwowie też jeździliśmy pociągiem. No, ciuchcią bardziej, a dokładniej mówiąc cudobusem :). Ogromnie trzęsło. Ale polecamy. A propos trzęsienia... tfu turbulencji.
.. a raczej głosu kapitana, który kilkakrotnie podczas rejsu kazał zapiąć pasy i ostrzegał przed turbulencjami. Tak wyglądał nasz powrót z Girony do Rzeszowa. Na szczęście turbulencji nie było. Lot był spokojny, a lądowanie gładkie.
Skoro znów kołami trzymamy się ziemi. Tak umaszczone są barcelońskie taksówki. Nawet w salonach samochodowych można kupić auto w wersji taxi.
W Barcelonie mieszkaliśmy w takim miejscu, z którego wszędzie było blisko - dlatego spacerowaliśmy. Zarówno taksówki, metro jak i autobusy oglądaliśmy z zewnątrz.

poniedziałek, 19 września 2011

Summer in da mix [vol.1]

No i skończyły się wakacje. Urlop wykorzystany już niemal w całości. Za to zwiedziliśmy kawał świata. Wiele robiliśmy, widzieliśmy i smakowaliśmy po raz pierwszy...

Park Güell, Barcelona
Orloj, Praga
Teatr Opery i Baletu. Lwów


O każdym z tych miejsc napiszę jeszcze na blogu.

piątek, 12 sierpnia 2011

Sagrada Familia - ogólny widok szczegółów

Długo kazałem czekać na II część posta o Sagrada Familia.. Miałem duży kłopot z wyborem zdjęć do tego wpisu, ale w końcu udało się. Zgodnie z obietnicą - czas na detale.
Wejście do Sagrada Familia. Kubistyczne, ostre, kanciaste bryły i figury, a wśród nich perełki - spójrzcie na całun.
 Alfa i Omega ponad bramą z wersetami z Biblii.. I tłum ludzi oczekujących, by wejść do środka.
My spędziliśmy w kolejce prawie godzinę. Powoli, blokując pół chodnika przesuwaliśmy się w grupie setek innych chcących wejść do kościoła. Nie był to czas stracony, bo było co oglądać... i nawet teraz przeglądając zdjęcia na nowo odkrywałem, kolejne szczegóły. Co warto podkreślić, cały czas trwają prace nad ukończeniem budowli. Widać i słychać pracę.
 Gaudi chciał, aby marynarze wpływający do portu widzieli kosze pełne owoców.
Długo rozmawialiśmy z N. o Sagrada Familia i jeszcze długo będziemy wymieniać się spostrzeżeniami... (W sam raz na długie, deszczowe wieczory). Mikroblogi (blip) są o tyle inspirujące, że wymuszają wyrażanie skondensowanych myśli. I taką oto sentencję, udało mi się sformułować parę dni temu:
"Sagrada Familia. Najpierw sądziłem, że bardziej niż Boga chwali Architekta. Zwiedzając zrozumiałem, że to Bóg jest Architektem..."
Cały czas jestem pod wielkim wrażeniem Architekta. Sagrada Familia, zgodnie z założeniem Gaudiego miała być jak wielki organizm. Pełno w nim geometrii, symetrii, symboliki, stylów... a przede wszystkim odniesień do natury.
 Bogactwo ornamentów... i bogactwo rzeźb. Można dostać oczopląsu (boskiego). Tyle tam arcydzieł. Tyle detali, które odkrywa się z każdym, najmniejszym nawet ruchem źrenic.
Po wejściu do bazyliki człowiek znów staje się mały. Ogromna przestrzeń, jaką udało się zamknąć w ścianach, wydaje się nie mieć końca..
 W witrażach nie ma klasycznych postaci ani scen... kolorowe szkiełka ułożone w sposób "domyślny" ;) 
 Oto ołtarz główny. A niżej, sufit. Bardzo skojarzył mi się z wycinanką kurpiowską..
Sagrada Familia ma zostać ukończona w 2026 roku. Już nie mogę doczekać się, by ją wtedy zobaczyć...

czwartek, 28 lipca 2011

Sagrada Familia - szczególny widok ogólny

Sagrada Familia stała się leitmotivem naszego pobytu w Barcelonie. Wszystko dlatego, że nasz hotel, znajdował się dokładnie dwie przecznice od niej. Z tarasu widzieliśmy fragmenty wież i żurawie, cały czas pracujące nad ukończeniem świątyni. Powyżej, widok z Parku Güell (również zaprojektowanego przez Gaudiego).
 Sagrada Familia w otoczeniu roślin, które stały się inspiracją dla tego Dzieła.
Budowę SF rozpoczęto w 1882 roku, a planowany termin zakończenia prac to rok 2026. I wtedy też na pewno odwiedzimy Barcelonę. Z resztą, pewnie będziemy wracać tam częściej, bo zakochaliśmy się w tym mieście.. 
Niebawem ogólny widok szczegółów ;) i inne zdjęcia z Barcelony.

czwartek, 14 lipca 2011

Wakacyjne zmiany na blogu

Budynek redakcji el Periodico w Barcelonie.
Czas na wakacyjne (i nie tylko) zmiany na blogu. Po raz kolejny rozbudziłem w sobie mocne postanowienie, by częściej publikować tu notki. Na pierwszy ogień - fotorelacja z wakacji w Barcelonie, nad którą pracuję jeszcze. Na blipie dodałem już kilka zdjęć. A póki co, fajny patent na promocję gazety w budynku redakcji.

niedziela, 3 lipca 2011

Krótka historia o tym, jak polubiłem latanie

Szkoła latania - biernego... czyli krótka historia o tym, jak polubiłem latanie. Niedawno zaliczyłem pierwszy lot boeingiem 737-800. Nie byłem takim znowu nowicjuszem, bo parę lat temu miałem okazję lecieć śmigłowcem Sokół. Ale, jak zapewne wiecie, to zupełnie inny sposób latania. A zwłaszcza startu. Ale o tym za chwilę. Najpierw spacer po płycie lotniska (RZE) do właściwego samolotu.
Dla ułatwienia, na pasie czekały dwa boeingi 737 - tego samego przewoźnika... Ale udało się.
Wsiedliśmy do odpowiedniego samolotu i zajęliśmy miejsca. Ja przy oknie :) ze spokojem przyglądałem się ostatnim przygotowaniom do lotu.
Lot do Girony miał trwać ponad dwie godziny. Jeszcze tylko mały pokaz stewardess. Rzut oka na instrukcję umieszczoną na siedzeniu i ruszyliśmy. Zaczęło się kołowanie.
Kołowanie było fajne. W końcu ustawiliśmy się na pasie. I zaczęło się...
Prędkość wcisnęła mnie w fotel, a gdy zaczęliśmy się unosić, zbladłem. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, zaczęło mi się kręcić w głowie i tak w stanie przedzawałowym przyszło mi lecieć jeszcze półtorej godziny. Mój błędnik szalał. Odczuwałem najmniejszą zmianę ciśnienia i każdy zwrot samolotu. Na domiar złego przed lotem zjadłem najokropniejszego w życiu hamburgera.. który coraz bardziej o sobie przypomniał.
Resztka dumy i odwagi pozwoliła mi zerknąć przez okno (przy którym siedziałem) by zobaczyć i uwiecznić taki widok.
Później, jeszcze kilka razy zerkałem przez okno. Co przyprawiało mnie o palpitacje serca. I w końcu, komunikat. Za 20 minut lądujemy. Proszę zapiąć pasy. Od tego momentu (wbrew logice) rozpoczęła się moja ulubiona faza lotu. Nic już mi nie przeszkadzało, praca serca się uspokoiła, nawet zwroty samolotu były przyjemne... a przez okno oglądałem rozświetlone (bo było ok godz. 23) miasta.
I w końcu wylądowaliśmy (GRO). Gładko, delikatnie.. i przylecieliśmy przed czasem. A określenie przed czasem w przypadku kilkudniowego urlopu jest naprawdę piękne.
Nie tylko w Jasionce, ale i w Gironie czekał nas spacer po płycie. Choć lotnisko jest znacznie większe od rzeszowskiego. Po chwili byłem gotów przyznać, że latanie jest całkiem przyjemne. Dlatego rakiem wycofałem się z deklaracji, że wracam na nogach...
Ten widok lotniska w Gironie przypominał mi mój zestaw "LEGO lotnisko", jakim bawiłem się w dzieciństwie (powinienem poscannować stare zdjęcia...). Z zestawu można było zbudować samolot pasażerski, śmigłowiec, terminal z wieżą kontrolną, długi pas startowy, wózki do wożenia bagażu (w sieci znalazłem zdjęcie). A jak się to połączyło z zestawem LEGO Cosmic - tworzyliśmy z tego Przylądek Canaveral, lub międzygalaktyczne stacje kosmiczne.
Wracając do latania: moje ledwo ugruntowane przemyślenia, że latanie może nawet i jest przyjemne - o dziwo potwierdziły się w stu procentach. Lot z Girony do Rzeszowa przeżyłem bez najmniejszych fizycznych niedogodności. Siedziałem przy wyjściu awaryjnym. I z dumą przytaknąłem na prośbę stewardessy, by jej pomagać podczas ewentualnej ewakuacji. Tym razem prawie non-stop wpatrywałem się w piękne widoki za oknem. Przyjemności lotu nie zmąciły nawet komunikaty z prośbą o zapięcie pasów i ostrzeżenia przed turbulencjami.
A to chmury nad Polską. Od tej strony są przepiękne - krajobraz niemal podbiegunowy :)
W Jasionce znów gładkie lądowanie. I znów 20 minut przed czasem... a tak chciałoby się te 20 minut spędzić w pięknej Hiszpanii.
... Tęsknotę za Barceloną spotęgowała wybitnie nie-południowa pogoda. Deszczowy, chłodny tydzień - z każdą kroplą zmywał ciepło śródziemnomorskiego słońca. Nie zmył jednak wspomnień. Niebawem wpis z Barcelony :)

środa, 29 czerwca 2011

Mój Rzeszów

Kiedy w kwietniu dodawałem wpis o Wrocławiu, zakończyłem go zdjęciem pomnika "Przejście". Już wtedy wiedziałem, jak zacznie się dzisiejszy post.... bo w Rzeszowie, też mamy "Przejście" - Józefa Szajny. Na Placu Cichociemnych.
A tuż obok Pl. Cichociemnych znajduje się ul. Bożnicza... i kilka reliktów kultury niemal już nieobecnej w Rzeszowie.
Rzeszów, przed II wojną światową był nazywany (z mniej lub bardziej złośliwym podtekstem) Mojrzeszów. A to dlatego, że większość mieszkańców miasta stanowili Żydzi.A tam w oddali Zamek Lubomirskich. To jeden z częściej przeze mnie mijanych budynków. Obecnie siedziba sądu. Wcześniej było tam m.in więzienie. Kiedyś jadąc autobusem przysłuchiwałem się dwóm byłym skazańcom, którzy na widok zamku z rozrzewnieniem zaczęli wspominać stare dzieje... ha - nawet śpiewali więzienne piosenki... Takie rzeczy...
Są plany, żeby sąd przenieść do nowego budynku - co stanie się z Zamkiem? Jeszcze do końca nie wiadomo, choć jest kilka ciekawych pomysłów ( i nie mam tu na myśli konceptu pewnych niedoszłych radnych, by w fosie powstał parking samochodowy - niezłe, co?)
Wszystkie te zdjęcia zrobiłem telefonem komórkowym "o the spot"...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Szukaj na tym blogu

Najczęściej czytane w tym tygodniu