menu

niedziela, 3 lipca 2011

Krótka historia o tym, jak polubiłem latanie

Szkoła latania - biernego... czyli krótka historia o tym, jak polubiłem latanie. Niedawno zaliczyłem pierwszy lot boeingiem 737-800. Nie byłem takim znowu nowicjuszem, bo parę lat temu miałem okazję lecieć śmigłowcem Sokół. Ale, jak zapewne wiecie, to zupełnie inny sposób latania. A zwłaszcza startu. Ale o tym za chwilę. Najpierw spacer po płycie lotniska (RZE) do właściwego samolotu.
Dla ułatwienia, na pasie czekały dwa boeingi 737 - tego samego przewoźnika... Ale udało się.
Wsiedliśmy do odpowiedniego samolotu i zajęliśmy miejsca. Ja przy oknie :) ze spokojem przyglądałem się ostatnim przygotowaniom do lotu.
Lot do Girony miał trwać ponad dwie godziny. Jeszcze tylko mały pokaz stewardess. Rzut oka na instrukcję umieszczoną na siedzeniu i ruszyliśmy. Zaczęło się kołowanie.
Kołowanie było fajne. W końcu ustawiliśmy się na pasie. I zaczęło się...
Prędkość wcisnęła mnie w fotel, a gdy zaczęliśmy się unosić, zbladłem. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, zaczęło mi się kręcić w głowie i tak w stanie przedzawałowym przyszło mi lecieć jeszcze półtorej godziny. Mój błędnik szalał. Odczuwałem najmniejszą zmianę ciśnienia i każdy zwrot samolotu. Na domiar złego przed lotem zjadłem najokropniejszego w życiu hamburgera.. który coraz bardziej o sobie przypomniał.
Resztka dumy i odwagi pozwoliła mi zerknąć przez okno (przy którym siedziałem) by zobaczyć i uwiecznić taki widok.
Później, jeszcze kilka razy zerkałem przez okno. Co przyprawiało mnie o palpitacje serca. I w końcu, komunikat. Za 20 minut lądujemy. Proszę zapiąć pasy. Od tego momentu (wbrew logice) rozpoczęła się moja ulubiona faza lotu. Nic już mi nie przeszkadzało, praca serca się uspokoiła, nawet zwroty samolotu były przyjemne... a przez okno oglądałem rozświetlone (bo było ok godz. 23) miasta.
I w końcu wylądowaliśmy (GRO). Gładko, delikatnie.. i przylecieliśmy przed czasem. A określenie przed czasem w przypadku kilkudniowego urlopu jest naprawdę piękne.
Nie tylko w Jasionce, ale i w Gironie czekał nas spacer po płycie. Choć lotnisko jest znacznie większe od rzeszowskiego. Po chwili byłem gotów przyznać, że latanie jest całkiem przyjemne. Dlatego rakiem wycofałem się z deklaracji, że wracam na nogach...
Ten widok lotniska w Gironie przypominał mi mój zestaw "LEGO lotnisko", jakim bawiłem się w dzieciństwie (powinienem poscannować stare zdjęcia...). Z zestawu można było zbudować samolot pasażerski, śmigłowiec, terminal z wieżą kontrolną, długi pas startowy, wózki do wożenia bagażu (w sieci znalazłem zdjęcie). A jak się to połączyło z zestawem LEGO Cosmic - tworzyliśmy z tego Przylądek Canaveral, lub międzygalaktyczne stacje kosmiczne.
Wracając do latania: moje ledwo ugruntowane przemyślenia, że latanie może nawet i jest przyjemne - o dziwo potwierdziły się w stu procentach. Lot z Girony do Rzeszowa przeżyłem bez najmniejszych fizycznych niedogodności. Siedziałem przy wyjściu awaryjnym. I z dumą przytaknąłem na prośbę stewardessy, by jej pomagać podczas ewentualnej ewakuacji. Tym razem prawie non-stop wpatrywałem się w piękne widoki za oknem. Przyjemności lotu nie zmąciły nawet komunikaty z prośbą o zapięcie pasów i ostrzeżenia przed turbulencjami.
A to chmury nad Polską. Od tej strony są przepiękne - krajobraz niemal podbiegunowy :)
W Jasionce znów gładkie lądowanie. I znów 20 minut przed czasem... a tak chciałoby się te 20 minut spędzić w pięknej Hiszpanii.
... Tęsknotę za Barceloną spotęgowała wybitnie nie-południowa pogoda. Deszczowy, chłodny tydzień - z każdą kroplą zmywał ciepło śródziemnomorskiego słońca. Nie zmył jednak wspomnień. Niebawem wpis z Barcelony :)

5 komentarzy:

  1. Fajna opowieść :DDDDD

    Chmury pod samolotem mnie kojarzyły się zawsze z bitą śmietaną, ale ja latałam dzieckiem będąc :DDDDDDD


    Zdjęcia jak zwykle.
    Świetne.

    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie horror! Czy przypadkiem tajemnica Twojego samopoczucia nie tkwi w miejscówce? (Podobno na linii skrzydeł mniej kołysze).

    OdpowiedzUsuń
  3. @Go i Rado - może dlatego, że późno zacząłem latać mam inne skojarzenia ;),
    @Bila&Cookie - za pierwszym razem siedziałem w podobnym miejscu, a i przy skrzydłach kołysało, a z tropu próbowały mnie zbić komunikaty o turbulencjach ;) i 3/4 lotu z komunikatem "zapiąć pasy" (które i tak cały czas miałem zapięte)... Co do horroru... horrorem jest dla mnie diabelski młyn, albo rollercoaster, a latanie samolotem jest fajne :)a

    OdpowiedzUsuń
  4. jak czy tam słowo "Barcelona",to serce mi mocniej bije :P
    przepiękny "widok z okna" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna historia i szybuj w chmurach jak najwięcej! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Szukaj na tym blogu

Najczęściej czytane w tym tygodniu