

No i stało się. Szatańska arytmetyka. Wziąłem dwa dni urlopu i do pracy idę dopiero w poniedziałek! Pierwsza wycieczka za mną. Kolejne będą bardziej przyziemne, bo czeka mnie wizyta u fryzjera, masażysty no i peeling... He he. Grunt, to nie myśleć o pracy. Tak dla równowagi.. a że trudno mi o niej nie myśleć - muszę wynajdywać sobie "głupotki" do zaprzątania.. Oby ze skutkiem.
dziwne uczucie jak się pomyśli, że w tym miejscu mieszkał ktoś (jak na tamte czasy) bogaty, ktoś kto uważał się za kogoś znaczącego// a teraz wszystko to zmarniało.
OdpowiedzUsuń